Recenzja - Doom 3 Resurrection Of Evil
SS-NG #31 Maj 2005






Robert "Rosic" Korczak
PRODUCENT: Nerve Software  WYDAWCA: Activision  GATUNEK: FPS  PLATFORMA:   CENA: - zł WWW
    Znany każdemu graczowi, jakże głośny tytuł doczekał się dodatku. DOOM 3 bo o nim teraz mowa, stał się dla wielu grą wzorcową, napisaną na najwyższym poziomie, posiadającym wszystkie cechy megahitu. Prawie wszyscy dali się ponieść DOOM’owej fali ochów i achów. Ja jednak postanowiłem popatrzeć na tą grę bez emocji. Według mnie gra wcale nie była ani piękna, ani przełomowa. Wręcz przeciwnie! ID Software przeniosło stare pomysły w nową grafikę i to właściwie tyle! DOOM3 jak dla nie posiadał wcale klimatu grozy, wszystko dało się bez problemu przewidzieć, jednym słowem kompletny brak zaskoczenia. Dodatkowo piękna grafika, w której postacie mają kwadratowe łby, a kratki wentylacyjne i inne szczegóły są lekko rozpikselowane. Grę dobijała schematyczność korytarzy, ciasne pomieszczenia i kompletny brak fizyki. Zdaję sobie sprawę, że wielu z Was chciałoby mnie teraz zlinczować, ale zdania nie zmienię. DOOM 3 nie był dla mnie niczym powalającym. Do recenzji dodatku o zachęcającym tytule RESURRECTION OF EVIL przystąpiłem, więc średnio zaciekawiony. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy…
…po kilku godzinach gry spokojnie stwierdziłem, że ktoś jednak wyciągnął wnioski z nielicznych narzekań prasy i wtłoczył w dodatek prawie wszystko, czego tak brakowało mi w podstawowej wersji!


  Czaszki atakują

Historia, która została opowiedziana w ROE jest, jak można się było tego spodziewać, powiązana z tym, co działo się w D3. Tak jak w większości dodatków wracamy do miejsca akcji, aby wybić to, czego nie udało się załatwić poprzednim razem. No może nie do końca :). Lecimy, bowiem jako misja ratunkowa w inną część bazy. Na miejscu okazuje się, że nie za bardzo mamy, kogo ratować, ale za to mamy, co eksterminować. Stwory z piekła rodem znów dostały się na powierzchnię marsa, tym razem dopilnujemy, że stało się to po raz ostatni. Oprócz szeregu nowych lokacji zwiedzimy także kilka znanych miejsc, ale nie będę opowiadał, co i jak, aby nie zepsuć zabawy. Oprócz pewnego ‘złego’ kolegi, z którym będziemy mieli się przyjemność rozprawić na końcu, spotkamy na swojej drodze kilku przyjaznych NPC. Co prawda ich liczba jest o wiele mniejsza niż w D3, ale w niczym to nie przeszkadza. W dodatku mniej jest także zapisów głosowych i nagrań wideo, które odsłuchać/zobaczyć możemy na naszym palmtopie. Nic to jednak, w porównaniu do dobrych zmian w ROE.

Zacznijmy od lokacji. Są one bardzo podobne do tych z podstawowej wersji. Wszystko utrzymane jest w takim samym ciemno stalowym stylu. Mnóstwo tu wąskich korytarzy, ale nie brakuje także większych pomieszczeń. Kilka razy mamy też możliwość pospacerować na zewnątrz bazy. Zupełnie nowym miejscem są kanały, gdzie unoszą się radioaktywne opary. Aby w nich przebywać musimy mieć na sobie specjalny kombinezon, a zapas powietrza uzupełniać ze znalezionych butli, dokładnie tak, jak ma to miejsce podczas wędrówki na powierzchni. Mimo iż lokacje swoim wyglądem są niemal identyczne do tych z D3, to miałem wrażenie nieco większego ich skomplikowania. Plansze na pewno nie są rewolucją, ale widać pewien postęp. Mnie, jako fana transportu publicznego bardzo cieszyła możliwość dwukrotnej przejażdżki podniebnym tramwajem :D Mała rzecz, a cieszy. Ciekawie prezentują się też plansze w piekle.


  Czaszki atakują

Autorzy gry wprowadzili kilka nowych stworów. Oprócz dobrze znanych nam zombi, szkieletów z rakietami, poczwar rzucających kule ognia i innego mięsa armatniego, w pamięci zapadnie nie za duży, ale bardzo szybki potworek, który z daleka potrafi rzucać niebieskimi kulami energii. Występuje on w grze bardzo często i równie często wyskakuje z znienacka, spadając z sufitu, lub skacząc na nas zza rogu. Na nim jednak nie koniec, ponieważ twórcy ROE wszczepili grze kilka innych mniej zapadających w pamięć, ale równie klimatycznych istot. W przeciwieństwie do wersji podstawowej walki jest o wiele mniej. Rzadko spotykane są miejsca, gdzie stwory wybiegają z dziur w ścianach, albo pojawiają się na środku pokoju. W ROE często będziemy mogli bezpiecznie przejść kilka lokacji i dopiero potem natkniemy na znienacka wyskakującego stwora. Co prawda o przestraszenie się jest ciężko, jednak oczekiwanie na walkę stwarza napiętą atmosferę i gęstniejący klimat, którego tak bardzo brakowało mi w DOOM’ie 3. Do dodatku wprowadzono też kilku bossów. Nie stanowią oni aż takiego wyzwania jak dwójka bossów z wersji podstawowej, jednak jest ich więcej, a na każdego trzeba mieć inny sposób. Końcowy potwór do pokonania może nastręczyć jednak nie lada problemów.


  Z okienka tramwaju

Aby lepiej radzić sobie z nowymi stworami wprowadzono także kilka nowych pukawek. Muszę w tym momencie zganić twórców gier, ponieważ kopiują oni pomysł, który powinien być opatentowany, a mianowicie… w dodatku do DOOM’a 3 naszą podstawową bronią staje się coś na wzór gravity guna z Half Life 2. Na szczęście autorzy wprowadzili nowe zastosowanie tej broni. Oprócz standardowego podnoszenia beczek i skrzynek i wyrzucania ich w siną dal, DOOM’owska broń może także przechwytywać i odrzucać wiązki energetyczne. Dzięki temu wiele stworów można załatwić ich własną bronią! Wystarczy przechwycić lecącą w naszą stronę niebieską lub czerwoną kulę energii i cisnąc nią w potwora – efekt gwarantowany! Czasem o wiele lepiej jest zastosować właśnie taką taktykę niż bieganie z rakietnicą. Oprócz gravity guna zwanego tutaj Gr Abber mamy także klasyczną dwururkę, która posiada bardzo dużą siłę rażenia lecz jej minusem jest długi czas ładowania i mały zasięg. Reszta broni jest przeniesiona z podstawowej wersji i obejmuje pistolet, shootgun, karabiny maszynowe, rakietnicę, a także kilka broni energetycznych.

W ROE mamy także jedyny w swoim rodzaju artefakt. Otóż w łapkach dzierżymy serce, dzięki któremu możemy spowodować coś na wzór bullet-time. Znowu zrzyna z innych gier… niemniej jednak sprawdza się ona znakomicie. Można wtedy spokojnie wybić niebezpieczne stwory, lub przebiec przez pułapki, takie jak np. zatrzaskujące się kolejno kamienne ściany.

Specjalnie na potrzeby tego artefaktu po planszach porozrzucano spore ilości trupów. To właśnie ich dusze ładują serduszko pozwalając nam rozkoszować się zwolnieniem czasu. Artefaktowi temu towarzyszy niesamowity efekt graficzny starzenia się rąk. To po prostu trzeba zobaczyć!


  Ten koleś zaraz dostanie po łbie

Nie nurtuje Was pewne pytanie? Jakie? No bo popatrzcie – w ROE mamy broń w postaci gravity guna, ale przecież w DOOM’ie 3 prawie wszystko, łącznie z krzesłami i laptopami było na stałe przymocowane do otoczenia! Co więc oprócz energii moglibyśmy wykorzystać jako broń? Nic! W tym miejscu naprawiony został w dość dobry sposób jeden z większych braków DOOM’a. Chodzi mi oczywiście o brak fizyki! W ROE możemy już bez przeszkód miotać komputerami, krzesłami, półkami, skrzyniami itp. Powiedziałbym nawet, że specjalnie pod tą broń przygotowano lokacje. Jest w ich pełno niepotrzebnych rupieci. Widać, że są specjalnie po to, aby sobie nimi rzucić :). Do perfekcji z HL2 jeszcze tu daleko, ale w porównaniu do podstawowej wersji, jest pięknie!

Co do innych ciekawych smaczków mamy takie perełki jak tłukące się szyby! Też mi nowość, ale w D3 tego nie było wcale. Teraz jest, nie zawsze, ale przynajmniej gdzieniegdzie. Bardzo fajnym pomysłem było wprowadzenie automatów do gry. Dzięki nim możemy pograć sobie w inną grę, podczas przemierzania lokacji! Mamy tutaj np. arcanoida itp., całkiem miłe i dość skomplikowane :P gierki! Klimat grozy budują w ROE liczne nieoczekiwane wstawki, które zaskakują gracza. Różne omamy, krew, czerwień, zniszczenie i śmierć, to wszystko czeka nas podczas przemierzania kolejnych poziomów. Autorom udało się sprawić, że gra w ROE nie jest nudna i można ją spokojnie skończyć w kilka posiedzeń. Grając w D3 nudziłem się już po godzinie, w ROE wręcz przeciwnie, każda spędzona na zabawie godzina sugerowała mi, aby grać dalej. Tego właśnie najbardziej brakowało w D3. Co ciekawe mimo iż o wiele krótszy od wersji podstawowej to i tak dodatek jest o wiele dłuży od przeciętnej dzisiejszej gry! Za to, dla twórców 10 punktów!


  Ten Pan rzuci kulką…

Oprawa graficzna i dźwiękowa pozostała całkowicie bez zmian. Gra prezentuje się bardzo ładnie i mimo kwadratowych głów, czy lekko niedokładnych tekstur wszystko robi tutaj jak najbardziej pozytywne wrażenie. Można się przyczepić, że w niektórych miejscach jest aż za ciemno, ale taki jest już urok tego typu gry. Mimo braku zmian w grafice mam wrażenie, że ktoś posiedział nad optymalizacją kodu. O ile w DOOM’a 3 mogłem grać spokojnie na medium w 1024x768, to w ROE grałem na wysokich detalach w 1024x768 i to praktycznie bez żadnych zwolnień, czy skoków. Od premiery DOOM’a 3 mój komputer dostał jedynie dodatkowe 256 MB Ramu. Może to właśnie w nich tkwi wyraźne poprawienie płynności gry. Dla ciekawych podam konfiguracje: Athlon XP 2600+ (2081 MHz), 768 MB Ram, Radeon 9500 Pro 128 MB.
Dźwięk taki jaki był, taki pozostał. Po prostu świetny!


  …a ja ją przechwycę

Muszę przyznać, że przechodzenie kolejnych etapów w RESURRECTION OF EVIL przyniosło mi wiele radości. Gra jest o wiele lepsza od wersji podstawowej. DOOM ma wreszcie tak pożądany w podstawowej wersji klimat. Wprowadzono także sporo nowych cech, które właściwie powinny być w grze od samego początku. Szkoda, że D3 nie wyglądał tak jak jego dodatek, bo wtedy ROE byłby już na pewno oczekiwanym przeze mnie DOOM’owym przełomem.


Wymagania optymalne: Pentium 4 2.4GHz, 512 MB RAM, karta grafiki 64MB RAM (GeForce 4 i lepsze), 2.2 GB HDD, Windows 2000/XP
Wreszcie DOOM3, jest taki, jaki powinien być w wersji podstawowej!
Recenzja - Doom 3 Resurrection Of Evil
SS-NG #31 Maj 2005